Gdy wieczorami zamykam oczy i jesteś ze mną widzę jak po kuchni się krzątasz widzę wśród kwiatów w ogródku widzę jak na leżaku na tarasie siedzisz czytasz książkę
Nowy Rok ( Wiersz ukazał się w Angorze, poprzedniego Sylwestra)
Drobnym kroczkiem raźno bieży nowy roczek niesie worek niespodzianek i zawodów drugie tyle
Już z daleka na dzień dobry każdy składa mu życzenia by był zdrowy i bogaty odrzucił precz wszystkie kłopoty miłość przyniósł wszystkim ludziom wojny zgasił - dawał pokój
By był lepszy niż ten stary
Znów z daleka że smutną miną ten zużyty już odchodzi z worem smutku - pogarbiony o nim - zapomnieli wszyscy przecież był i kochał bardzo
budzi nas poranek diamentowym błyskiem zawstydzone brudy zasnęły pod śniegiem to nic że szczypie w policzki i nosy zbudujemy dla siebie wielkiego bałwana
zima igraszkami bawi nas na śniegu błyszczą wystrojem w oknach choinki nastał czas kolorowych lampek blasku oraz prezentów tradycyjne Święta do życia się budzą
na środku najważniejszy się czuje stół świąteczny wytęskniony każdego roku ze śnieżnym obrusem w dwanaście potraw tradycyjnie ustrojony i opłatek - nigdy nie może zabraknąć jego
pamiętamy o tych których z nami nie ma dla nich honorowe miejsce przy stole gdyż ten dzień nas wszystkich jednoczy
wieczorem oczywiście pasterka wpisana na stałe w to Święto jak koniecznie ryba oraz prezenty dla dzieci
Liczba Pi, jak Ty ( Datę święta wybrano na 14 marca z powodu skojarzenia z pierwszymi cyframi rozszerzenia dziesiętnego liczby pi, jako że data „14 marca” zapisywana jest w USA jako „3.14”. )
liczba do końca tajemnicza nieskończona w sobie i niezbadana - jak ty
ma wiele znaczeń jest kątem pełnym jak ty jesteś pełna miłości
jest prędkością i obrotami - radiany jej wyznacznikiem pracowita jak ty gdy po kuchni się krzątasz
uczą się jej studenci zna i podziwia ją każdy ukryta w mrokach nieskończoności dziejów
Spacer brzegiem morza wiatr mną szarpie walczy chce jak zapaśnik wywrócić odwrócić od morza widoku
Morze oszalało bryzga pianą jak młotem o plażę wali przewala się kipi
W oddali słońce chyli się ku zachodowi kąpie się w purpurze przed zmierzchem olbrzymie zaraz mroku nasienie wysieje
Mewy na wszystko obojętne zajmują się swoimi sprawami
Spacer brzegiem morza fala gołe stopy tuli głaszcze jak pies wiernie spogląda oczami które nie znają zdrady kipią miłością do stóp się kotem tulą nie wierz jej ona tak zawsze
Spacer brzegiem morza słońce rozgrzewa miło ciepłem obdziela do syta do szpiku kości nadmorski zefir chłodzi w spiekocie rozleniwia pozwala zapomnieć
Jak pięknie mogło by być czy można zapomnieć o miłości
Wczoraj w czasie dializy rozległ się pisk który każdego przeraża zwykły monitora pisk wyłączony ręką lekarza
Wczoraj na dializie rozbrzmiał pisk dla tego którego już nie ma tak jak my przybył tu by żyć lecz do domu nie wróci
Wczoraj na dializie powietrze rozdarł pisk z nim skończył się los biedaka komuś - udręka się skończyła wezwał go do nieba ten pisk też na niego czeka żona
zajrzeć pragnę w oczy zielone otoczyć się ich blaskiem dobrocią i ciepłem się nasycić zapamiętać w nich na zawsze pragnę życzyć ci zielonooka by zawsze świeciło słonce w pracy śpiewały słowiki a wszystko - wychodziło najładniej pragnę blaskiem twych oczu otulić się cały prowadzić szlakiem księżyca ku szczęściu podarować piękną ziemię naszą całą na zawsze ofiarować szczęście oby żaden kłopot zielonych oczu nie zaćmił doceniały trud i uśmiech dzieci by kaganek oświaty rozbłysnął jasno nie zasmuciło żadne zmartwienie oczu blasku
Rozbiegły się smuteczki po dworze po kątach płaczą - wszystko moczą łzami dokuczają Hanusi - spać w nocy nie dają kto wszystkie wyłapie posprząta rozbawi
Tej roli podjął się malutki kotek znalazł na podłodze wełny motek turla go wszędzie - pozamiata kurze smutki się wyniosły - nie zabawią dłużej
Na twarzy Hani zakwitł uśmiech złoty rozświetlił słonkiem pokój i trawnik na dworze dziękuję mój kotku słodki i milusi mleczka miseczkę wypij wtedy będziesz duży
Mój los ( sztandarowy wiersz z książeczki „Wierszy Szpitalnych „)
zaciskam zęby i piszę wiersze o tym że ból jest kolorowy a igła ma kolec róży że czas jest długi jak rzeka gdy płynie spokojnie ku morzu
lecz czasem trzeba iść do Boga zapukać do jego odrzwi w niebiosach św. Piotr mrugnie w okienku wracaj powie – jeszcze nie pora
Spuszczę nos na kwintę wrócę tam gdzie śpiewają skowronki a maciejka pachnie pod oknem do żony która potrafi czekać wiernie miasta które wita mnie kwieciem
znów zaciskam zęby i piszę wiersze że ból jest kolorowy a igła - ma kolec róży
Żyjesz w świecie kolorowym najpiękniejszym różowym przepełnionym po brzegi miłością
W nim uśmiechnięte słonce gdy idziesz zmęczona światem piękna - z nim pod rękę
Hymn uwielbienia śpiewają kwiaty a drzewa kłaniają się przy drodze wykrzykują wiwaty na cześć twoją gdyż jesteś dobrocią nią przepełniona - pełne serce
Wyłania się z ognia... nie - ona ogniem stworzona dym z papierosa zaraz się rozwieje - uleci
mgiełka niewinna jak gdyby powietrzem była w nim czekała kusiła kształtem nieziemskim lecz jest - zaraz przeminie niedługo - ale przecież była choć przez chwilę dla mnie wielką i ważną
Zimowe popołudnie Na dworze zadymiło śniegiem zakurzyło ośnieżyło bielą w oczy zaprószyło cieszą się dzieci i poeci Płatki tańczą obertasa podfruną do góry to znów opadną błyszczące srebrne kryształki Wymalował mróz okna po swojemu we wzory srebrnych płatków śniegu kaloryfer grzeje - koło niego miło poczytać książkę zdrzemnąć się w fotelu Zima nie sprzyja spacerom po dworze lepiej wpaść do klubu na kawę z ekspresu pogadać z ludźmi tak sobie o niczym wrócić do domu ucałować żonę Siadam przy klawiaturze piszę wiersze z kuchni miły zapach parzonej kawy telewizor za plecami strzela kolorami na tym skończyło się popołudnie zimowe Lech Kamiński
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/28517/platek_jupi.jpeg
Rodzi się zwyczajnie - o świcie gdy dzień toczy krwawą walkę ze zmrokiem Poeta spływa na ziemię ciepłym deszczem powstaje z zapachu łąk i kwiatów tak właśnie rodzi się poeta
Powstaje z płaczem i grymasem gdyż brutalnie go z niebios zdjęto ma jak każdy w piersi serce by móc kochać gorąco
Poeta kocha inaczej cały oddaje się swej pani w miłości zwykle idą na marne jego starania są wzgardzone - taka już jest miłość poety
Poeta rodzi się z wielkiej miłości jego jest nieogarnięta słowem o niej śpiewa wiersze swej wybrance
Nie widziałaś wschodu słońca gdy promyki wychylają się ze wschodu nieśmiało pomaleńku i wstydliwie niebo się kolorami rozjaśnia słońca cienie igrają wokoło na kwiatach drzewach i domach ptaki się budzą w śpiewie miłości budzi się cała przyroda błaga o promyki słońca
Świtem na dworze jest miło można po trawie chodzić boso zroszonej rosą chłodną umyć się zimną wodą na dworze chęć życia się wtedy ożywia czujesz pełną piersią że jesteś
Co znaczy przyjaźń czy wtedy gdy się po kimś płacze dlaczego ktoś musi odejść zostawia za sobą żal i rozpacz czy wtedy przyjaźń jest prawdziwa Gdy pozostawia smutek i zabraknie codziennego Dzień Dobry zamilkną powitania w Skype
Co oznacza przyjaźń gdy od dziecka w ławce gdy zaczęło się czuć mężczyzną gdy mówiłem to moja dziewczyna czy potem - gdy ją polubiła żona
Czy jest przyjaźń gdy jej już nie ma co zrobić z moją przyjaźnią
Wyżej nad smrekami gdzie jedynie króluje niepodzielnie kosodrzewina ubiera swe igły srebrnym szronem gdyż tak jej wypada jesienią rządkiem błyszczących kropel zdobi z pajęczyny sukienkę
Wieczne górskie deszcze wywijające hołubce po graniach pierwsze wstydliwe śniegi powlekające doliny bielą
W tej wysłanej wichrami porze otulony szczelnie ciepłem ubioru wędrowałem wyniosłą skalną granią zanurzony w wytęsknioną ciszę ozdobioną wiatrem i deszczem mgłą ograniczoną w monotonnym rytmem kroków swą duszę uzdrawiałem
Niezastąpiona otulona w płatkach jest lekarstwem czasem zaszkodzi zapachem okropna w potrawach niezastąpiona ulubiona a do łez zmusza niezbadana kobiecość tajemnicza kształtem piękna w niezwykłym kolorze piękne brązy ubrana w bieli - bogata sobą a tania i zwyczajna
Zadano pytanie odpowiem - to anioł i motyl cudnej urody kobieta skulona - do startu gotowa zaraz wstanie - w niebiosa poleci tam gdzie jej miejsce swe wiersze wszystkim świętym opowie
Oni jak i my się zachwycą powróci cała w chwale w glorii - będziemy wołać Hosanna a ona na rękach noszona naszym natchnieniem będzie uwielbiana
z obrzydliwej liszki kokon powstaje podobnie odrażający wykluwa się z niego piękno motyla z brzydoty - piękno z piękna ponownie obrzydliwość kolej rzeczy co złe a co dobre piękne a co brzydkie kto odgadnie oceni