Wiersze...

Wiersze...
Lech Kamiński

czwartek, 28 kwietnia 2016

Mamo...

Mamo...

Wracam do chwil kiedy się stało
to co było nieuchronne
dlaczego jednak zbyt wcześnie
dlaczego właśnie wtedy

Wchodziłem w życie dorosłe
twojej rady potrzebowałem
mądrych słów i poparcia sercem
na samym starcie w życie moje
młodzieńca nieopierzonego

Odeszłaś
pożałowałaś słów ważnych
by wyznaczyć drogę
życia dalszego

Pamiętam twoje oczy smutne
pełne troski o mnie i siostrę
zapamiętałem na zawsze

Martwiłaś się o młodszą siostrę
na ojca nie można było liczyć
obiecałem nad nią opiekę
wybacz -  dotrzymać nie mogłem

Odeszłaś
zabrałaś z sobą nasz dom rodzinny
samotny wyruszyłem w życie
beż ciebie i nie kochany

Śniłaś mi się wiele razy
wiele razy widziałem twoją postać
w oczach pozostał mi obraz
ty w łóżku szpitalnym
a w oczach - bezdenna rozpacz

Przed wigilią na noszach cię przynieśli
jak zwykle szykowałaś kolację
nie oddałaś tej pracy nikomu
ostatni raz podzieliśmy się opłatkiem
i ostatni - usiedliśmy przy stole
dziękuję za wieczór który nam dałaś

Na noszach wynieśli cię rankiem
nowina do dziś włosy mi burzy
posłaniec - dzwonił szpital
telefon który do szpiku kości  mrozi

Pożegnaliśmy cię z ojcem na zawsze
poprosili by znieść cię do kostnicy
po schodach znosiliśmy lekkie ciało
waga wraz z życiem uleciała
twoje ciało - przez nas ukochane

Z ojcem w kostnicy położyliśmy cię na stole
w oczach na zawsze pozostał obraz
ty drobna a stół strasznie duży

Lech Kamiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

MIŁO MI. DZIĘKI ZA WPIS.